Zapowiadał się mroźny, lecz słoneczny dzień. Ubrana stosownie do pogody, czyli tradycyjnie, jak nam wpajano, na „cebulkę”, pobiegłam do bankomatu po gotówkę z własnego konta, by móc dokonać zakupów drzew do naszego ogrodu dendrologicznego w Ogrodach „Kapias”.
Manager ogrodów był nieczuły podczas rozmowy telefonicznej, że realizujemy projekt Równać Szanse i z jakich środków jest realizowany. Gotówka i koniec. A bank zamknięty. To uroki małej miejscowości i Fundacji z niewielkim doświadczeniem w rozliczaniu. Dwa bankomaty: PKO i BS dla „niewtajemniczonych” chodzi o Powszechną Kasę Oszczędności i Bank Spółdzielczy. Na karty bankomatowe Fundacji nie stać, a osobiste konto koordynatorki Grupy, czyli mnie, było w zasięgu ręki, w dodatku karta do osobistego spoczywała w portfelu. Z pełną kieszenią środków finansowych, busem zamówionym przez jednego z uczestników projektu.
Dojechaliśmy na miejsce po około półtorej godziny. Atmosfera w busie była wręcz entuzjastyczna. Razem z nami pojechała Wolontariuszka, której wiedza w zakresie przyrodniczym była niezbędna. Wspólnie powtórzyliśmy sobie, co jest zadaniem poszczególnych grup, wyznaczyliśmy czas na zwiedzanie i miejsce spotkania. Grupa medialna – dokumentacja fotograficzna; techniczna: w jaki sposób zrobić; finansowa: obserwować, sprawdzać ceny drzew, które wybraliśmy do ogrodu.
Wszyscy mieli się wspólnie zastanowić, gdzie chcą zjeść, gdyż na terenie Ogrodów Kapias znajduje się restauracja i bar. Swobodnie chodząc po ogrodach, miałam okazję obserwować radość i chęć wspólnego działania grupy – był to czas dwóch godzin. Ogród dzielił się na dwie strefy. Pierwsza do zwiedzania, odpoczynku oraz zjedzenia posiłku; druga do zakupów. Młodzież rozmawiała ze sobą, zaobserwowałam delikatną więź, która ich połączyła – wspólnego wyjazdu i celu, w jakim wyjechali.
Zastanawiałam się, czy spóźnią się na miejsce zbiórki. Nic takiego nie nastąpiło. Miejscem zbiórki była strefa w otwartej przestrzeni Baru, gdzie grupa finansowa rozpoczęła swoje działania konsultacyjne: Gdzie jemy? Finansiści sprawdzili, że Bar im nie odpowiada, a ceny w restauracji wydawały im się za wysokie. Wybrali głosowanie i „O zgrozo!” musiałam zapomnieć o zwykłym posiłku. Wygrał McDonald’s. Najpierw jednak zakupy, po które przyjechaliśmy. Dla mnie i dla nich było to niesamowite.
Pieczołowitość w wyborze właściwych drzew, sprawdzania cen i wewnętrznych konsultacji: Takie, nie takie. Starczy, czy nie starczy środków? Czy jest szansa, że drzewa się przyjmą? Jak je przewieziemy bez szwanku, czy się nie połamią? Kuba słusznie zauważył: musimy ostrożnie wysiadać do tego Maca. Doświadczenie było niesamowite dla mnie osobiście, jak uważnie słuchali Eksperta, dopytywali i sprawdzali ceny. Nie obyło się jednak bez sytuacji konfliktowej. Podczas emocjonalnej dyskusji, które drzewo jest lepsze, Marcin uderzył w ramię Kubę. To nie było szturchnięcie. To uderzenie było dość mocne i Kuba fizycznie bardzo mocno odczuł ten atak. Nie sposób było nie zauważyć bólu na twarzy „ofiary”. Odwołałam obu na stronę. Marcin, w krótkich słowach wyjaśnił, czemu tak zareagował. Kuba potwierdził swój atak słowny na Marcina. Po rozmowie, obaj wzajemnie się przeprosili.
Załadowaliśmy drzewa na wózek. Udaliśmy się do kasy. „Finansówka” zapłaciła. „Robaczki” załadowali, a Medialna dokumentowała. „Robaczki” zasługują na wyjaśnienie. Grupa techniczna uznała, że ponieważ realizują prace fizyczne, to ich rodzice pracujący fizycznie nazywają siebie „robolami”. Oni, jako grupa techniczna pracują fizycznie i są „Robaczkami”.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na wspólne świętowanie udanych zakupów. Poniżej grupa krótko skomentowała wyjazd:
Moje wrazenia, nowe umiejetnosci, wiedza, moje pomysly na miejsce spotkan: